Dzisiaj nie będzie relacji ani porad. Za to cofniemy się do ostatnich dwunastu miesięcy i pokażę Wam, jakie miejsca udało mi się się zobaczyć w 2023 roku i co osiągnąć. Być może złapiecie tu jakąś inspirację na przyszłe podróże. A dla mnie zawsze jest to ciekawy moment, gdy zaczynam sobie przypominać, co wydarzyło się w ostatnim roku. A okazuje się, że działo się naprawdę dużo!

W 2023 roku, w sumie w podróży spędziłam 130 dni, czyli ponad 1/3 roku, odwiedzając przy tym 12 państw! Sama nie myślałam, że wyszło tego aż tyle! 2023, to też rok, w którym mnóstwo podróżowałam, skończyłam kurs przewodnika górskiego i pilota wycieczek.

Zapraszam na krótką (albo i długą ;)) opowieść 🙂

Styczeń – zimowe Tatry i Gorce

Starorobociański Wierch w zimowej scenerii

Styczeń zaczął się bardzo aktywnie. Na długi weekend wybraliśmy się większą grupą w Tatry. Warunki były bardzo mieszane, a śniegu nie było za dużo. Mimo to, pierwszego dnia udało się zdobyć Trzydniowiański i Starorobociański Wierch, a drugiego wejść na Giewont. Następny dzień spędziłam na termach, żeby trochę odpocząć i wygrzać i zmarznięte kości 😉

Przez następne dwa dni pogoda drastycznie się popsuła. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam takiej ilości śniegu spadającej w takim krótkim czasie! Powiedzieć, że ruch samochodowy w Zakopanem był sparaliżowany, to nic 😉

We wtorek bardzo chciałam pójść na szlak. Szybko jednak okazało się, że oznacza to brnięcie w śniegu po kolana i torowanie szlaku w pojedynkę. Także przeszłam się kawałek, ale nie miałam ochoty cisnąć na robienie nawet najkrótszego wariantu trasy. Zejście było już bardzo przyjemne, bo po swoim przetorowanym śladzie, choć dalej sypiący śnieg, oczywiście trochę go zacierał. To był bardzo przyjemny spacer w samotności.

Radość z kilkugodzinnego torowania w śniegu

Kolejne 3 dni upłynęły mi już bardziej pracowicie, bo na szkoleniu z firmą Petzl. Wieczory wypełniały nam różnego rodzaju wykłady sprzętowe, a w ciągu dnia mieliśmy warsztaty praktyczne z operacji linowych, via ferrat, czy pierwszej pomocy. To była też pierwsza moja styczność z drytoolingiem, muszę przyznać, że nigdy nie myślałam, że jest to tak trudne i kontuzjogenne 😉

Ostatni weekend stycznia spędziłam w Gorcach na urodzinach naszej znajomej ze Studenckiego Klubu Górskiego. Było dużo śniegu, piękne widoki i niesamowita atmosfera.

Zimowe Gorce

Luty – z wizytą w Helsinkach

2 dni po powrocie z gór siedziałam już w samolocie do Helsinek. Chciałam wykorzystać delegację Maksa i powłóczyć się trochę po okolicy. I muszę przyznać, że się udało! Przeszłam ścieżkę przyrodniczą Bergo, Hannika w Espoo, odwiedziłam centrum Helsinek i pobliskie parki skute lodem. A ostatnie dwa dni spędziliśmy na ścieżce przyrodniczej Kukuljärvi oraz na stoku w Vihti.

Ścieżka Przyrodnicza Hannika w okolicy Helsinek

Za to bardzo lubię Helsinki. W promieniu godzinnej jazdy samochodem można znaleźć setki kilometrów szlaków, stoki narciarskie i mnóstwo ciekawych miejsc. Na następny wyjazd zostaje nam spróbowanie nordic skating, czyli jazdy na specjalnych łyżwach po zamarzniętych zatokach Bałtyku. Tym razem niestety nie udało nam się zgrać terminów…

W lutym zaczęłam także kurs pilota wycieczek. Totalnie na spontanie, bo koleżanka też zaczęła 😉

Marzec

Salzburg w marcu

Pierwsza połowa lutego była spokojna, ale za to w drugiej działo się mnóstwo!

Zaczęło się od kolejnego zjazdu w ramach kursu pilota wycieczek. Prosto z niego jechałam pod Bielsko-Białą, skąd następnego dnia, skoro świt, wyjeżdżałam na szkolenie do Niemiec. Znów było to szkolenie ze sklepu turystycznego, w którym pracuję. Miałam okazję zwiedzić siedzibę i laboratorium Gore-Texu oraz zobaczyć na własne oczy jak testowane są produkty z membraną. Następny dzień spędziliśmy w Fabryce butów Meindla, gdzie poznaliśmy samego właściciela Lukasa Meindla i zobaczyliśmy, jak krok po kroku, powstają buty. Popołudnie spędziliśmy zaś na spacerze po Salzburgu, oprowadzani przez samego Lukasa.

W drodze na Czupel (933 m)

Po całonocnej podróży, nad ranem wróciliśmy do Bielsko-Białej. Mimo zmęczenia postanowiłam ruszyć od razu na Słowację, na jeden z upatrzonych szlaków – Prosiecką Dolinę. Po kilkugodzinnej wędrówce, trochę z przygodami, bo okazało się, że mój szlak powrotny od kilku lat nie istnieje i jest jednym wielkim wiatrołomem, wróciłam na Przełęcz Przegibek. Po nocy w samochodzie ruszyłam znów na szlak, tym razem w stronę Czupla.

Szlak przez Dolinę Prosiecką

Kolejne dwa dni znów były bardzo intensywne, bo był to Zlot Studenckiego Klubu Górskiego, a ja byłam jedną z osób, która prowadziła grupę. Pierwszego dnia przeszliśmy przez Janosikowe Diery i wspięliśmy się na Mały Rozsutec, a drugiego zdobyliśmy Wielką Raczę. Był to mój pierwszy wyjazd, na którym prowadziłam grupę zupełnie sama przez dwa dni. Co tu dużo mówić – było super!

Zejście z grupą z Małego Rozsutca

Kwiecień

Pierwszy weekend kwietnia to egzamin w ramach kursu pilota wycieczek. Egzamin zdałam z wynikiem pozytywnym, choć przyznaję, że był on dla mnie dość stresujący.

Rynek w Bardejowie podczas egzaminu na pilota wycieczek

A 16 kwietnia zameldowaliśmy się w samolocie do Maroka na nasz najdłuższy w życiu wyjazd – 3,5 tygodnia.

Poznawanie Maroka zaczęliśmy od trekkingu szlakiem Toubkal Circuit. Było to dla mnie niesamowite doświadczenie, bo po raz pierwszy miałam okazję chodzić aż tak wysoko z ciężkim plecakiem. Do tego częściowo w rakach, bo szlak robiliśmy jeszcze przed oficjalnym sezonem i byliśmy pierwszą ekipą, która szła tędy w tym roku. Do tego bez przewodnika i muła – więc po dotarciu do schroniska pod Toubkalem byliśmy już odrobinę sławni 😉

Podejście pod Przełęcz n’Ouanoums (3680 m) w Atlasie Wysokim

Ostatniego dnia udało się także zdobyć sam Toubkal – 4167 m, czyli mój pierwszy w życiu czterotysięcznik 🙂

Na szczycie Toubkala (4167 m)

Następne dni spędzaliśmy na poznawaniu kultury Maroka i odkrywaniu nowych miejsc.

Maj

Całą majówkę spędziliśmy również w Maroku. I choć był to wyjazd pod wieloma względami niesamowity, do domu wracaliśmy chętnie. Gwar, targowanie się, naciąganie na każdym kroku bardzo nas zmęczyły, choć jest to po prostu część Maroka.

Garbarnia skór w Fezie

Pod koniec maja miałam też okazję współorganizować duży wyjazd w Góry Sowie, gdzie prowadziłam jedną z tras i spinałam wszystko organizacyjnie. Kolejne super doświadczenie, zarówno jako organizator, jak i przewodnik górski.

Sztolnie we Włodarzu – Góry Sowie

Czerwiec

Mój wyjazd czerwcowo-lipcowy długo stał pod znakiem zapytania. Bardzo długo się wahałam, czy jechać do Szwecji i ostateczna decyzję podjęłam dopiero na 2 tygodnie przed wyjazdem.

Bo grafik w pracy, bo przygotowania do ostatniego egzaminu z kursu przewodników górskich, bo budżet, bo będę tęsknić za Maksem (w końcu to ponad 3 tygodnie) …

A z drugiej strony piękne krajobrazy, koło podbiegunowe, dzień polarny, renifery i przygoda czekająca tylko na moje tak…

Nocleg na Szlaku Kungsleden

Cóż, serce wygrało i 16 czerwca siedziałam w samolocie do Narwiku, tuż przed tym, będąc jeszcze w Kołobrzegu u rodziców na 4 dni.

Kungsleden pokazało mi bardzo dobrze, czego szukam w górach i co sprawia mi w wędrowaniu największą przyjemność. To był mój drugi szlak długodystansowy i wiem już, że raczej ostatni. Ta forma mnie nie bawi, wolę mieć czas na zatrzymanie się, delektowanie pięknymi biwakami i czystą radość. Po 10 dniach pełnych marszu z ciężkim plecakiem ta radość gdzieś mi umyka.

To przejście wiele mnie nauczyło, również pod kątem organizacji.

I cóż, chyba zakochałam się w północnej Skandynawii…

Na Szlaku Kungsleden

Lipiec

Lipiec to sam powrót z Kungsleden. Wróciłam kilka dni wcześniej i nie żałuję tej decyzji, bo dzięki temu miałam czas odpocząć, ogarnąć życie i przygotować się do egzaminu przewodnickiego. Szkoda tylko, że nie przewidziałam tego wcześniej i kosztowało mnie to tyle pieniędzy. Ale cóż, drugi raz tego błędu nie popełnię 😉

Wiszące mosty są jedną z większych atrakcji na Szlaku Kungsleden

Większość lipca poświęciłam pracy, przygotowaniu do nadchodzącego egzaminu oraz na akcję Lato SKG, którą miałam okazję współprowadzić. W ramach spotkań prowadziłam warsztat o tanim podróżowaniu oraz o sprzęcie turystycznym i pakowaniu się.

Sierpień

Zejście z najwyższego szczytu Bucegi w Karpatach Rumuńskich

To bardzo ważny miesiąc w moim życiu. W końcu po 5 latach (z przerwami) udało mi się skończyć kurs przewodników górskich. Tym razem do egzaminu podchodziłam już jako osoba o niebo bardziej dojrzała, o bardzo dużym górskim doświadczeniu i z dobrym przygotowaniem merytorycznym do wyjazdu. Egzamin udało mi się zaliczyć bez większego problemu i przyznaję, że był to jeden z niewielu momentów w życiu, kiedy popłakałam się ze szczęścia.

Pasmo Ciukas, które odwiedziliśmy podczas egzaminu przewodnickiego

Poza samym egzaminem był to świetny wyjazd, poznałam kolejne 3 pasma rumuńskich Karpat: Bucegi, Baiu i Ciukas. Każde wyjątkowe, nie mogłam się nadziwić, że pasma znajdujące się obok siebie mogą być tak różne. Po raz pierwszy miałam też aż taką styczność z niedźwiedziami – podczas wyjazdu widzieliśmy je aż 3 razy, a ostrzeżenia słyszeliśmy dużo częściej.

Wrzesień

Wrzesień to okres przygotowywania wyjazdów w ramach praktyki przewodnickiej, prywatnego wyjazdu do Chorwacji oraz przygotowań mojej pierwszej imprezy na orientację. Także działo się.

Na początku września byłam też na 6 dni u rodziców w Kołobrzegu.

To było trudne 6 dni, ponieważ nasz pies poważnie zachorował. Niestety, po tygodniu walki okazało się, że wiek gra tu kluczową rolę i nic więcej nie da rady zrobić. Mogliśmy tylko ulżyć jej w cierpieniu i po 15 latach pożegnać przyjaciółkę.

Słowacki Raj

W przedostatni weekend września poprowadziłam wyjazd w ramach praktyki do Słowackiego Raju. To kolejne bardzo cenne doświadczenie przewodnickie, szczególnie, że trasy były wymagające, a pogoda robiła wszystko, aby pokrzyżować nam plany. Mimo to, wyjazd się udał, a wszyscy byli zadowoleni.

A kilka dni później – 29 września – wsiedliśmy do samochodu, aby następny wschód słońca oglądać już z Chorwacji 🙂

Październik

Zejście ze szczytu Kula – widok na Omis

Całą pierwszą połowę października spędziliśmy w Chorwacji. Najpierw tydzień na żaglówce, a potem jeszcze tydzień na zwiedzaniu i pluskaniu w morzu. Był to jeden z luźniejszych wyjazdów, na jakich byliśmy w ostatnich latach i muszę przyznać – tak też jest fajnie. Chociaż oczywiście były szlaki górskie, via ferrata i włóczenie po Twierdzach 😉

Via ferrata Fortica w Omisu

Po powrocie z wyjazdu miałam mnóstwo roboty z tworzeniem map na imprezę na orientację. Trochę przestrzeliłam się z czasem i musiałam zarwać kilka nocy, aby wszystko ogarnąć. Na szczęście się udało, impreza zebrała pozytywne opinie, a ja miałam mnóstwo satysfakcji.

Podczas imprezy na orientację

Listopad

W listopadzie odbył się mój kolejny wyjazd w ramach praktyki przewodnickiej, tym razem na pogranicze polsko-czerskich Gór Izerskich. Był to wyjazd 3 dniowy, dość trudny logistycznie, bo jeden nocleg był pod namiotem, a drugi w chatce. Oznaczało to sporo sprzętu i dużą odpowiedzialność za to, czy ludzie się wyśpią i nie zmarzną przy przygotowywaniu posiłków.

W Górach Izerskich z grupą

Wyjazd bardzo się udał, chociaż pogoda znów nie do końca dopisała. Widoki głównie mogliśmy sobie wyobrażać 😉

Nie ominęła nas także sytuacja awaryjna, ponieważ jedna z uczestniczek złapała kontuzję. Ostatecznie o pomoc musieliśmy poprosić GOPR, ponieważ dziewczyna nie była w stanie sama zejść z gór.

W ostatni weekend listopada udało się także wyrwać na nocny marsz na orientację 🙂

Grudzień

Góra Żar widziana z okolicy Kiczery

Grudzień był chyba najspokojniejszym miesiącem w moim życiu w tym roku. Głównie zajmowałam się nauką i ogarnianiem wyjazdu do Szwajcarii w styczniu z grupą. Jedynym wyjazdem był czterodniowy Sylwester w górach 🙂

Odwiedziliśmy pasmo Jałowca, Babią Górę, która nawet podarowała nam całkiem ładny widok oraz Górę Żar w Beskidzie Małym. Przy okazji pobawiliśmy się też naszą nową zabawką – dronem 🙂

Babia Góra zimą

Jaki był więc 2023 rok? Na pewno bardzo udany!

Zostałam pilotką wycieczek oraz skończyłam kurs przewodnicki. Na szlaku z grupą spędziłam aż 12 dni.

Ten rok wiele mnie nauczył. O sobie. O swoich marzeniach. Ale i o tym, co jest dla mnie ważne i w którym kierunku chcę dalej iść.

A co w 2024 roku?

Planów i pomysłów jest dużo. W styczniu jadę z grupą na 9 dni do Szwajcarii, potem planuję wyjazd na Maderę i Lofoty, również jako przewodniczka. Prywatnie na pewno wrócimy do Gruzji i prawdopodobnie do Chorwacji. A już w lutym lecę na Cypr z częścią rodzinki. Także jestem pewna, że i w tym roku wrażeń nie zabraknie 😉